Relacja z pierwszej bitwy kampanii noworocznej w SDKu (03.01.2012) [Kapitan Hak]
W ostatni wtorek, tj. 3 stycznia, rozpoczęliśmy w Staromiejskim Domu Kultury nową kampanię w Mordheim. Do SDKu wreszcie zawitałem po dłuższej nieobecności z noworocznym postanowieniem, iż w tym roku będę uczestniczył w grach klubowych częściej niż do tej pory, przy okazji przyczyniając się do uzupełnienia SDKowego zasobu makietowego, o czym pisałem już w dziale "Prace Modelarskie", na niniejszej stronie. Tymczasem przejdźmy jednak do relacji z wtorkowego spotkania...
Jako bandę wybrałem Łowców Czarownic - ostatnio głównie nimi grywam i zapewne jeszcze nieprędko mi się znudzą ;). Trzynastu chłopa, czyli komplet bohaterów, dwóch flagellantów, dwóch zealotów, trzy pieski i... krasnoludzki pirat zabójca, który zgodnie z pakietem używanych przez nas HRów został dopuszczony do rozgrywek ;) . Sprzęt w miarę różnorodny, co do zasady WYSIWYGowy, z rozsądną domieszką ulepszonych HRami pancerzy. Rozpiska typowo do walki wręcz, z jedną raptem, symboliczną kuszą, która i tak się nie przydała ;).
Scenariusz, jaki wybraliśmy, jak już wiecie, był to: "Happy Harpies Hunting Grounds" ;) . Znany mi od dawna ze strony SG, ale nie miałem nigdy okazji w niego zagrać. Początkowo wydawało mi się, iż jest to kolejny zwykły scenariusz typu "zły NPC do ubicia na środku", a patrząc na charakterystyki owego NPCa, czy też trzech harpiastych "NPCów", w dodatku scenariusz dość trudny jak na początek. Okazało się, iż wbrew pozorom ów scenariusz aż taki zwykły nie był, o czym przekonaliśmy się w trakcie rozgrywki...
Bitwa była emocjonująca i interesująca... Łowcy podzielili się na dwie grupy, z których jedna ruszyła, klucząc uliczkami, ku Siostrom Michała "Telchara" (czy też raczej Siostrom Sigmara, a nie Michała ;)), a druga, systemem kładek i murków, ku największemu domowi, na którego wysoko położonym dachu gnieździły się trzy harpie, którym zdarzyło się pomylić wyrdston z jajkami ;).
Wredne stwory nie pozwoliły jednak nikomu podejść za blisko swojego leża - jedna z sióstr została porwana w szpony jednej z harpii i poszybowała kawałek, upadając później na bruk Mordheim z dość wysoka, kończąc w ten sposób swój żywot. Podobny los spotkał zresztą później jednego z moich zealotów; natomiast jeden z piesków oraz łowca poszybowali trochę po mieście, wbrew swojej woli zmieniając położenie w pionie i poziomie, ale - o dziwo - nie zabijając się przy upadkach. Mieliśmy obaj pecha, że żadna z harpii nie zatrzymywała się na ziemi na dłużej, wystawiając się tym samym na szarżę rozwścieczonych band. Niestety, każdy atak kończył się porwaniem w szpony jakiegoś delikwenta i próbą porwania go ze sobą, a następnie powrotem do gniazda. Harpie zapewne jeszcze długo przypuszczałyby na nas ataki, gdyby nie sprawni strzelcy Michała: niziołek i Tilean, którzy ustrzelili jedną z harpii, drugą poważnie raniąc, co umożliwiło w późniejszym czasie dobicie jej przez Kapitana moich Sigmarytów.
Walka między nami rozgorzała na jednej z uliczek między kamienicami. Początkowo byłem przekonany, iż Siostry rozniosą mnie na swoich młotach i batach, ale najwyraźniej błogosławieństwo Sigmara spłynęło tego dnia na płeć brzydką - Łowcy wspierani przez krasnoluda pirata, powoli, acz systematycznie, zyskiwali przewagę w boju.
Po kilku rundach ulicznej bijatyki Łowcy zyskali na tyle dużą przewagę, by ostatecznie przepędzić Siostry z tej części Mordheim, zostając sam na sam z jedną harpią, która nie wyściubiała już dzioba, czy też inszej brzydkiej gęby ze swojego gniazda, nieświadoma, iż nieniepokojeni Łowcy Czarownic zaraz pokażą jej, co oznacza gniew Sigmara...
Niestety, z nie do końca racjonalnych przyczyn Kapitan Łowców doszedł do wniosku, iż w składzie uszczuplonym o czterech towarzyszy, w tym epickiego, legendarnego Pana Rybka, nijak im się z plugawą bestyją mierzyć. Na pięcie się więc odwrócili i zmykali z dzielnicy, aż im się z rzyci kurzyło, zostawiając na polu bitwy zwycięzcę, jakim były... harpie!
Pozostaje się jedynie cieszyć, iż maszkarony paskudne nie uczestniczą w eksploracji ;) ... A propos, ta przebiegła pomyślnie: wszyscy przeżyli, a i zarobki konkretne.
Dziękuję Telcharowi za tą emocjonującą bitwę, zacierając równocześnie łapę z hakiem z myślą o kolejnych bitwach!
P.S. Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z tego spotkania!