Druga moja bitwa w
"Border Town Burning", choć pierwsza bandą dedykowaną do tego settingu, już za mną - wrażenia niezmiennie jak najlepsze - rozgrywka jest ciekawa, emocjonująca i więcej w niej niespodziewanych zwrotów akcji niż w tradycyjnym Mordheim.
Poniżej parę słów o moich wrażeniach po pierwszym prowadzeniu bandy Merchant Caravan do boju...
Otóż - nie napiszę nic odkrywczego - banda jest dość nietypowa przede wszystkim ze względu na wóz, który jest centralnym i obowiązkowym jej elementem. Zabawa zaczyna się na etapie układania rozpiski, gdy okazuje się (w sumie żadna to niespodzianka), że za początkowe 600 zk można poza wózkiem zakupić góra 6-7 chłopa. Nawet lepiej, bo w wózku mieści się ich maksymalnie 6, a nie ma sensu, by jacyś osobnicy biegli pieszo za dość szybkim pojazdem. W mojej rozpisce, poza wózkiem i kompletem bohaterów, zakupiłem jeszcze dwóch tileańskich strzelców (w tej bandzie to jeden z rodzajów stronników!), czyli udało mi się wyciągnąć siódemkę, przy czym wspomnieć jeszcze należy, że jednego z Knight Vanguardów posadziłem na koniu bojowym, by dotrzymywał kroku wozowi. Wyposażenie może bez szału, ale w miarę różnorodne i nawet na lekkie zbroje pieniądze się znalazły.
Sama bitwa już od pierwszej tury była wielce emocjonująca - właściwie po raz pierwszy skorzystałem w Mordheim z możliwości, jakie dają wprowadzone niegdyś przez dodatek "Empire in flames" powozy konne (wprawdzie niegdyś w CoC zdarzało mi się kupić Plague Carta, jednakże pojazd ten rządzi się nieco innymi zasadami). Muszę przyznać, że w czasie tej rozgrywki wielokrotnie musiałem sięgać po zasady dotyczące pojazdów - są stosunkowo obszerne, niestety nie przewidują szerokiej gamy rozmaitych dziwnych sytuacji, jakie przynosi nam rozgrywka - mimo wszystko daliśmy jakoś sobie radę z ich interpretacją i mam nadzieję, że w kolejnych bitwach sprawa "obsługi" wózka pójdzie już nieco z górki.
Wracając do samej bitwy, załadowałem całą bandę na wózek i ruszyłem z kopyta na bandę Natalii. Poganianie koni pociągowych szło mi średnio, ale na szczęście obyło się bez wypadku. Niestety wskutek w dużej mierze mojej brawury straciłem dość szybko rycerza na koniu, który niepotrzebnie za bardzo wybił do przodu.
Szybko doszło do momentu kulminacyjnego, gdy wózek wjechał w bandę Natalii! Taranowanie przyniosło tym razem niewielkie efekty (nawiasem mówiąc, tego typu manewr niesie za sobą pewne ryzyko utraty sterowności); również ostrzał przeciwnika przez strzelców jadących w wózku nie był zbyt skuteczny (głównie ze względu na burzę śnieżną, jaka ogarnęła pole bitwy). Sprawdziła się za to osłona, jaką dają burty wozu jadącym w niej wojownikom, trafianym wyłącznie na 6+. Najsłabszym punktem wozu są za to niewątpliwie wierzchowce - każde trafienie w nie (całe szczęście, gdy wózek jest w ruchu, miejsce trafienia jest losowane) oznacza nie tylko potencjalne zranienie i związane z tym konsekwencje, ale i rzut w tabeli "Out of control". Podczas naszej bitwy doszło w końcu do tego, iż konie uciekły, a wózek potoczył się jeszcze parę cali i zatrzymał centralnie pośród hordy nieumarłych (choć przyznam, że liczyłem na coś mega widowiskowego w stylu wielka kraksa na miarę dachowania, które przetrzebiłoby obydwie drużyny!).
Walka wręcz była zatem nieunikniona - tłukliśmy się zawzięcie przez dobrych parę tur, wyrzynając kolejne modele i doprowadzając się wzajemnie do routów (tak się jednakowoż złożyło, że ja byłem pierwszą osobą, która go nie zdała ). I znowuż przydały się burty wozu, które nawet po jego zatrzymaniu przez dłuższą chwilę dość skutecznie broniły przed naporem nieumarłej hordy aż do czasu, gdy padli obydwaj strzelcy (przy okazji wypadając z wózka na ziemię), zwalniając niestety miejsce w wozie dla napierających truposzy. Największym wymiataczem okazał się magik, który - uzbrojony w Miecz Rezhebel - siał spustoszenie we wrogich szeregach. W ciągu paru tur wyrżnęliśmy się do stanu liczebnego rzędu jeden, dwa modele - w tym jednakże momencie rzut 10 w teście rozbicia zakończył bitwę zwycięstwem Natalii.
Po bitwie byłem nastawiony na reset bandy, jednakże - ku mojemu zaskoczeniu - wszyscy przeżyli! Co tu zatem dużo mówić, karawana jedzie dalej!
Na koniec wspomnę jeszcze o iście szatańskim pomyśle, jaki mi podsunął Vercy: zaprzęgnięcie do wozu, zamiast koni, dostępnego w Border Town Burning RHINOXA - komentarz odnośnie skutków takiego zabiegu chyba będzie zbędny!